„Przecież tu nic nie ma…” Nowa wystawa i nowe spojrzenie na galerię EL

Categories:  [POLE SZTUKI], > instalacje

Od czwartku 8 września, jeszcze do 6 października br., w Centrum Sztuki Galeria EL w Elblągu można oglądać wystawę „między-przestrzeń”, ważną nie tylko w zaakcentowaniu swojej tożsamości przez biorących w niej udział międzynarodowych artystów, działających w sferze site-specific, czy non-objective, ale co więcej – istotną przede wszystkim z punktu widzenia i postrzegania samej galerii EL, jej obecnej sytuacji – powrotu na światło dzienne (po długiej nieobecności z powodu znaczącego remontu) w obieg polskiej i europejskiej sztuki współczesnej, aktualnie tworzonej.

Pierwszą ekspozycją w EL po odsłonięciu w maju br. dwupoziomowej, szklanej empory (silnie działającej kontrastem w odniesieniu do gotyckich murów kościoła) wraz z kolekcją sztuki geometrycznej, jest otwarta we wrześniu bezkompromisowa, eksperymentalna wystawa, poddająca pod badanie i dyskurs samą przestrzeń galerii, zarówno w jej wymiarze fizycznym/materialnym, jak również historycznym, społecznym, czy mentalnym.

Z założenia nie sprowadzono gotowych dzieł, zrobionych gdzieś poza EL, by dopiero tu na miejscu próbować z nich scalić pewną całość i jakość, lecz zaproszono do udziału 10-ciu artystów, którzy specjalnie wybranym przez siebie wcześniej przestrzeniom w galerii zadedykowali swoje wstępne projekty/pomysły, by później – już na miejscu w EL, samodzielnie je sfinalizować/zmaterializować.

Efekt tygodniowej pracy – czy szerzej – współpracy pomiędzy artystami, która na jakimś nieformalnym poziomie samoistnie się zawiązała – jest o tyle zaskakujący, że przestrzeń, którą wybrali do działań, w zasadzie przez większość z nich potraktowana została z pewnym pietyzmem, by nie powiedzieć „namaszczeniem”. Materialne ingerencje artystów de facto są niewielkie – dyskretnie wpisują się w zastany charakter miejsca, raczej jeszcze bardziej potęgują wrażenie dominacji monumentalnej architektury sakralnej EL, niż próbują uzurpować sobie pierwszeństwo w odbiorze, bardziej wtapiają się w miejsce, niż burzą zastany porządek.

Wizualnie bowiem, na pierwszy plan zdecydowanie wysuwają się dwie zasadnicze struktury architektoniczne: pierwszą z nich jest historyczna tkanka kościoła, w tym przede wszystkim majestatyczna nawa główna, łuk tęczowy, prezbiterium, potężne filary, wszechobecna cegła; drugą zaś – ukończona w maju br. stalowo-szklana empora, którą równie dobrze w tym miejscu odbierać można jako znak/odcisk zmiany, dynamiki, postępu współczesnej rzeczywistości. Dopiero gdzieś, za tymi dwoma elementami, subtelnie ujawnia się sztuka, jednakże dla niewprawionego w odbiorze laika, w tym przypadku niezwykle oszczędnej (wręcz surowej) w formie i w środkach przekazu sztuki współczesnej, jest ona praktycznie w pierwszym zderzeniu z odbiorcą trudno uchwytna, a może nawet i w ogóle niezauważalna, nieobecna. Nie raz wśród zwiedzających, stojących bezpośrednio pośród realizacji site-specific, padały pytania: „A gdzie jest wystawa? Gdzie są obrazy do obejrzenia?”. Kilkakrotnie pojawiał się też komentarz „Przecież tu nic nie ma”. Rzeczywiście, swoiste wrażenie wyczyszczenia/czystości przestrzeni, czy wręcz ciążącej w niej pustki, jest bardzo silnie odczuwalne.

1

W nawie głównej dostrzegamy dwanaście białych, płaskich form, bezpośrednio położonych na ziemi przez Margaret Roberts – ich kształty artystka zaczerpnęła z wnęk (swoistych śladów czasu i historii), które odnalazła tu na miejscu. W znajdujących się w pobliżu niszach, Bogumiła Strojna „przeciągnęła sznur czerwieni”, który wcześniej mozolnie splotła z plastikowych rur, rozbijając i przełamując zastane w tym miejscu odczucie ciężkości, subtelnie nadała ścianie nowego wrażenia – pewnej lekkości, dynamiki i ruchu. Przed łukiem tęczowym od góry zawisło pasmo folii Pam Aitken, na którym artystka namalowała niebieskie prostokąty. Rozwinięta i spuszczona na całej wysokości łuku folia, potęguje monumentalność zastanej architektury, uwypukla i podkreśla jej wertykalność; wykorzystuje również światło z prezbiterium „przepuszczając” je, wprowadza formy prostokątów w wibracje; zaś nad łukiem – stabilizuje je i „osadza w błękicie”, pochłaniając ceglane tło ściany.

2

W nawie bocznej – Jacek Przybyszewski wykorzystał białe ruchome ścianki galerii, służące dotąd do ekspozycji dzieł, tym razem stały się przedmiotem jego ingerencji „in situ”. Rzucone na ścianki, odpowiednio ustawione/nakierunkowane oświetlenie, dało cienie na podłodze, które następnie zostały przez artystę na nich wymalowane. Obok rzucone na podłogę i w pewnych odstępach trzykrotnie powtórzone video Charlesa Payana ukazuje kratownicę światła – niezwykle korespondującą ze znajdującą się nad nim dwupoziomową szklaną emporą. Patrząc na te projekcje, dostrzega się ich podobieństwo w odbiorze do samej struktury empory – jej szkła, metalu, podziału konstrukcyjnego, wykorzystania przezroczystości i gry świateł.

3

4

W prezbiterium, Jacques Weyer przetarł techniką frottage`u, znalezione tutaj napisy nagrobne. Wcześniej przygotowaną folię z namalowanymi czarnymi punktami, reprezentującymi gwiazdozbiór rozłożył na podłodze, wyselekcjonowane słowa przerysował kredą (przez przezroczystą folię) tworząc z nich swoistą mapę słów, znaczeń i punktów, odnoszącą się do tego, co ponad nią – do konstelacji nieba. Obok, w zakrystii, Richard van der Aa zaaranżował w harmonijnym układzie, proste, czytelne formy geometryczne – ich jaskrawa biel i gładkość powierzchni, wpływają na podkreślenie wyraźnych cieni tuż u ich podstawy, te zaś sprawiają wrażenie jakby wszystkie tutaj znajdujące się obiekty, unosiły się i zatrzymały się kilka centymetrów nad ziemią.

5

Krużganek zostaje zaciemniony przez Johna Adair’a, który rozplata w jego przestrzeni świecące kable, jakby rysował nimi linie światła. Na drugim piętrze empory – przez drzwi od windy z żółtym filtrem (samoprzylepną folią) dostrzegamy wiszącą w powietrzu, odbijającą się jak w zwierciadle, w szklanej podłodze ogromną konstrukcję Rolanda Orepüka – są nimi ażurowe filary, elementy sceny znalezione w EL, wykorzystane przez artystę do instalacji.

6

7

Pierwsze piętro empory jest reminiscencją i zarazem wyrazem plastycznym działań dźwiękowo-partycypacyjnych Marcusa Beringa „Czytając liczbę Pi”. Dzięki tej pracy wystawa „między-przestrzeń” nie ogranicza się wyłącznie do wymiaru czysto plastycznego/wizualnego, zyskuje również dźwięk. Niemalże z wszystkich pomieszczeń EL dochodzi dźwiękowa instalacja Marcusa Beringa, zbudowana z nakładających się na siebie różnorodnych głosów, czytających w swoim ojczystym języku ciąg kolejnych cyfr liczby Pi. Rytmicznie powtarzane/wybijane głosem cyfry i równolegle słyszalne różne języki tworzą swoistą „melodię” dominującą nad całością przestrzeni kościoła – niczym powtarzalny szum wypowiedzi przypominają rytm odmawianych w kościele godzinek różańca. Ingerencja Marcusa Beringa w niespodziewany sposób spina wszystkie znajdujące się na wystawie prace w nową całość.

8

Pierwsze wrażenie pustki, surowości, czystości, nicości w trakcie przesuwania się i odnajdywania kolejnych ingerencji artystycznych z czasem mija… bo tu nic nie jest podane „na tacy”. Trzeba dać sobie czas na to przeobrażenie, by przystanąć, poczekać i usłyszeć, zasłuchać się w przestrzeni.

W tej niepozornej, minimalistycznej wystawie, mieszają się wszystkie wymiary: perspektywa kosmiczna i ta makroziemska, wieczna – sakralna i doczesna – teraźniejsza/żywa, naukowa i artystyczna, prosta i skomplikowanie technologiczna. W tym wszystkim odnajduje się „między – przestrzeń”. Możliwości indywidualnego odczytania wystawy zależą od wrażliwości odbiorcy, od czasu, jaki przeznaczy na zapoznanie się z nią.

Wystawa „między-przestrzeń” poza wrażeniem pustki ma zdecydowanie coś więcej do zaoferowania. Jest propozycją dla prawdziwych koneserów konceptualnego podejścia do przestrzeni i budowania w oparciu o nią nowych, wysublimowanych znaczeń, nowej jakości, rodzącej się w nowym wydaniu EL.

Tekst: Karina Dzieweczyńska

Foto: Roland Orepük

Kurator wystawy „między-przestrzeń”: Jacek Przybyszewski

Tags: , , , , , , , , , , , ,

Comments are closed.